niedziela, 22 czerwca 2014

I can't love you..


Gdy byłem małym chłopcem zawsze gubiłem prze różne rzeczy, zazwyczaj były po jakieś pojedyncze klocki czy inne bezwartościowe przedmioty. Nie przejmowałem się tym, ponieważ nie byłem przywiązany do tego wszystkiego.
 Później podrosłem i zacząłem tracić osoby które były dla mnie bardzo ważne. Zaczęło się od pierwszej dziewczyny, której najzwyczajniej w świecie pozwoliłem odejść, a później moi przyjaciele również zaczęli ode mnie odchodzić. Z czasem zacząłem się zastanawiać, co ze mną jest nie tak, że ludzie po prostu mnie zostawiają, jednak nic konkretnego nie udało mi się wymyślić.
 Gdy miałem szesnaście lat straciłem uwagę rodziców, jednak nie całkowitą.  Byłem chłopcem, który zawsze ma problemy, i myślę, że to zaczęło ich przytłaczać. W pewnym okresie czasu, oni chcieli mi pomóc, jednak ja odrzucałem tę pomoc, i myślę, że oni po prostu odpuścili. Po pewnym czasie, bycie w rodzinnym domu, przestało mieć dla mnie sens. Zacząłem imprezować, oraz brać prze różne narkotyki.
 W wieku siedemnastu lat zaczęły się tatuaże oraz seks z dziewczynami. Traktowałem je jak śmieci, po prostu nie brałem do siebie uczuć tych dziewczyn. Chciałem je tylko i wyłącznie przelecieć, a to co z daną dziewczyną stanie się później, niezbyt mnie interesowało. Przez cały ten czas, praktycznie nie było mnie w domu, a moi rodzice nie przywiązywali do tego jakieś dużej uwagi. Nawet nie wiedziałem o tym, że moja mama jest w piątym miesiącu ciąży.
 Ta wiadomość, zmieniła mnie diametralnie, sam nie wiem dlaczego. Imprezy stopniowo odchodziły w nie pamięć, tak jak używki i inne świństwa. Po krótkim okresie czasu, zaczęło do mnie docierać to, jaki byłem, i co robiłem. Wywołało to u mnie poczucie winy, które z każdym dniem coraz bardziej ciążyło na moich barkach, jednak po prawie czterech miesiącach przywracania mojego życia do normy, pojawiła się moja malutka siostrzyczka.
 Jazzy była moim oczkiem w głowie przez dwa lata. Bardzo się do niej przywiązałem, i bardzo ją kochałem. Moi rodzice dziwili się, dlaczego ona jest moim głównym celem, dla którego żyję. Oni nie umieli tego pojąć, chociaż ja wiedziałem w czym tkwi problem, jednak dusiłem to w sobie, bo nie chciałem aby ktoś wiedział cokolwiek na ten temat.
 Ja po prostu potrzebowałem osoby, którą mogę się opiekować i kochać ją bezgranicznie, a ona nigdy mnie nie opuści. To właśnie była Jazzy, jednak po jakimś czasie, w rodzinie zaczęło brakować pieniędzy. Był to główny powód mojego wyjazdu.
 Pewnego wieczoru, musiałem porozmawiać z mamą na temat tego wszystkiego, i dowiedziałem się rzeczy, o których nawet nie pomyślałem. Byliśmy praktycznie bez pieniędzy, i groziło nam zabranie mieszkania, dopóki nie zapłacimy danej kwoty. Właśnie dlatego zdecydowałem się wyjechać, dla nich, żeby mieli gdzie mieszkać i co zjeść. W tamtym momencie nie patrzałem na to co oni mi zrobili, patrzałem na to co może się stać, a więc decyzja o moim wyjeździe zapadła w dwa dni.
 Musiałem opuścić Jazzy. Musiałem zostawić mojego małego Aniołka, aby wyjechać do Wenecji, gdzie mój kuzyn miał mi załatwić bardzo dobrze płatną prace. To było najtrudniejsze pożegnanie w moim życiu. Zostawiło w moim sercu ranę, która goiła się bardzo długo, dopóki nie poznałem Lily.
 Ta dziewczyna przez dobry miesiąc była powodem mojego uśmiechu, i działała kojąco na moje zbolałe serce. Myślałem, że ją kochałem. Byłem bardzo do tego przekonany, jednak tego wieczoru, gdy zobaczyłem Allison wszystko się zmieniło.
 To właśnie ona była tą właściwą dziewczyną, dla której chciałem wstawać codziennie rano z myślą, że jej uśmiech rozbudzi mnie na stałe. To właśnie ją chciałem pokochać i poświęcić jej całą swoją uwagę, to właśnie dla niej chciałem żyć pełnią życie.
 Ale dziś, gdy dowiedziałem się o tej pieprzonej chorobie, nie wiem czy mogę sobie pozwolić na to. Wiem, że ona kiedyś nas opuści, i bardzo boję się tego, że nie poradzę sobie z jej utratą. Boję się tego, że to będzie za trudne. Ja po prostu boje się ją pokochać..

The Calling - Wherever You Will Go


Perspektywa Allison


 Po niespełna trzydziestu minutach Justin wraca. Jego oczy przepełnia smutek oraz rozpacz, to musi znaczyć coś złego.

-Co ci powiedział doktor? -Pytam chłopaka, a on siada na krześle. Nie odpowiada. -Justin?
-Allison.. -Chłopak zaczyna niepewnie, jakby bał się, że jedno słowo wypowiedziane z jego ust, może mnie złamać. -Cholera, nie wiem co mam ci powiedzieć, maleńka. -Mówi, a przyjemne ciepło rozlega się w moim brzuchu, gdy słyszę tę pieszczotliwe zdrobnienie.
-Prosto z mostu. -Mówię nieśmiało, a Justin delikatnie śmieje się.
 Chłopak bierze moją rękę i przykłada ją sobie do ust, lekko całując każdą z moich malutkich kostek. To bardzo miły i uroczy gest. Po kilku minutach milczenia chłopak odzywa się i mówi:
-Masz nowotwór krwi. -Słyszę, jednak za bardzo nie wiem, co ma na myśli. Justin dokładnie obserwuje moją reakcję, i wiem, że zauważa moje zdezorientowanie, wiec uświadamia mi prościej na co choruję. -To białaczka. -Dopowiada.
 W jednej chwili tracę kontakt z rzeczywistością. Zamykam oczy i nie wiem co mam myśleć. Właśnie dowiedziałam się, że jestem śmiertelnie chora.
-Och..- Tylko udaje mi się wyrzucić. Nie wiem co mam myśleć. Ugh, mi nawet się nie chcę płakać. A może powinnam? Może powinnam się załamać i to by było właściwe?
 Ta niewiedza zaczyna mnie denerwować, ja po prostu nie wiem jak mam na to zareagować. To głupie, ponieważ większość osób za pewne załamałaby się psychicznie no i może fizycznie, ale ja nie należę do tej większości.
-Jak się z tym czujesz? -Pytam Justina. Nie wiem dlaczego go o to pytam, ale cóż, dziś nie wiem bardzo wielu rzeczy.
-Ja? -Dziwi się chłopak, na to co powiedziałam. Ciekawe dlaczego w ogóle się dziwi, przecież to normalne pytanie, chyba.
-Tak Justin.
-Och wiec, gdy lekarz powiedział mi to prosto w oczy um.. Byłem smutny. -Chłopak zaczyna swoją wypowiedź zamykając oczy. -Ale był to dziwny rodzaj smutku. Byłem jeszcze przerażony. Ale to był ten strach przed utratą bliskiej mi osoby.
 Justin wypowiada te słowa spoglądając w moje oczy. Motyle w moim brzuchu zaczynają się budzić, i delikatnie łaskotać moje wnętrze. Tak jakby chłopak który siedzi naprzeciw mnie, był panem tych motyli. Cóż, przynajmniej tak mi się zdaje, ponieważ one zawsze budzą się na barwę jego wspaniałego głosu.
-Ja nie wiem jak mam na to zareagować Justin. -Mówię w końcu. -Czy mam być smutna? Czy może przestraszona, lub załamana? -Żądam odpowiedzi od Justina.
-Nie wiem Allison. -Odpowiada zamyślony chłopak. -Nie umrzesz. -Dodaje, a ja robię wielkie oczy na te dwa wyrazy.
-Jak to? -Pytam zdezorientowana. -To rak, Justin. Rak krwi. To najbardziej możliwa opcja. -Śmieje się.
-Ale lekarze mogą zdziałać cuda w tych czasach. -Chłopak opiekuńczo pociera moją rękę kciukiem. -Przecież obiecałaś mi, że przy mnie będziesz. -Dodaje szeptem.
 Zaskakują mnie emocje budujące się w jego oczach. Są takie.. takie szczere.
-Nie zostawię cię, Justin.-Mój głos przemienia się w szept, a ręka przenosi się  na policzek chłopaka. -Nie byłabym w stanie cię zostawić.
 Na twarzy Justina gości piękny uśmiech. Który widzę, że jest bardzo szczery. W tym momencie nie myślę o swojej chorobie, ponieważ moje myśli wypełnia prze cudowny szatyn siedzący naprzeciw mnie. 
-I to dla mnie liczy się najbardziej. -Mruknął chłopak. 
 Teraz nasze usta znajdowały się bliżej siebie, centymetry zamieniały się w milimetry. Nasze twarze były coraz bliżej pocałunku. Pragnęłam go. Chciałam tego. Moje serce zatrzymało się gdy Justin dotknął moich ust tak bardzo delikatnie, że byłam w niebo wzięta. Jego język bardzo ostrożnie powiódł po mojej dolnej wardze prosząc o dostęp. 
 W tym momencie, myślę, że stado motyli beztrosko żyjących w moim brzuchu zaraz wybuchnie. Nie mogę powstrzymać się, przed przygryzieniem wargi chłopaka, na co z głębi jego gardła wydobywa się satysfakcjonujące jęknięcie przyjemności. 
 Ten pocałunek był tym, którego pragnęłam. Nie wiem dlaczego, ale gdy już drugi raz chłopak mnie pocałował zrobił to z taką ogromną pasją, że jestem na prawdę zaskoczona. W tym momencie jestem szczęśliwa. 
 Po paru sekundach oddalamy się od siebie próbując zaczerpnąć oddech. Uśmiecham się sama do siebie.
-Proszę, powiedz mi, że to nie sen Allison. -Szepcze chłopak.
-Dlaczego to miałby być sen? -Pytam chłopaka.
-Ponieważ tylko i wyłącznie w moich wyobrażeniach, istniała tak idealna osoba jak ty...

____________________________________________________________________

Dzień dobry kochani!
 A może powinnam powiedzieć Dobry Wieczór? Sama nie wiem, chociaż wypadałoby zacząć od przeprosin. Ugh, przepraszam! Rozdział miał pojawić się wczoraj, ale no nie zdążyłam z powodów osobistych. Wiecie co? Dziękuję wam za prawie 5k wyświetleń! Jednak byłabym bardzo zadowolona, gdybyście dodawali komentarze, bo to na prawdę daje motywację!
A tymczasem zapraszam na swojego TT : @luvmyhazzx :)
Kocham was, Wika! xx

sobota, 14 czerwca 2014

Och..


Birdy - I'll Never Forget You

 Trzy dni. Trzy dni. To właśnie trzy dni Allison jest w śpiączce, a z badań, które jej zrobili nadal nie ma tych pieprzonych wyników. Przez ten cały czas, byłem przy jej boku i mówiłem do niej, z nadzieją, że mnie usłyszy.
 Uczucie które towarzyszyło mi przez ten cały czas było nie do opisania. Bałem się. Byłem przerażony, że ona się nie obudzi. Martwiłem się o nią, nie spałem, chciałem być przy tym jak ona się obudzi, jednak to jeszcze nie nastało.
 Dzisiaj jest dzień czwarty.
 Zmierzam właśnie do sali dziewczyny, byłem zjeść coś, ponieważ głód który mi doskwierał był okropny. Wchodząc do sali, zauważam, że teraz tutaj nikogo nie ma, i ten fakt mnie nie co denerwuje, ale postanawiam go zignorować.
-Cześć maleńka. -Mówię do dziewczyny leżącej na szpitalnym łóżku, która jest pogrążona w śpiączce. -Właśnie byłem coś zjeść, a teraz posiedzę tu z tobą. -Dopowiadam i siadam na krześle które stoi obok łóżka. Właściwie, mogę powiedzieć, że jest to moje krzesło, ponieważ przez te trzy dni to ja na nim najczęściej siedzę, więc myślę, że za dwa dni mogę wyryć tutaj swoje inicjały.
-Chciałbym, żebyś się obudziła. -Mówię po chwili namysłu. -Wiesz, brakuje mi trochę tego, jak wieczorem rozmawialiśmy. Na prawdę to lubię. Lubię śmiać się z twoich wpadek, które są na prawdę śmieszne. Lubię jak mi o tym opowiadasz. -Śmieje się sam do siebie.

Perspektywa Allison


 Dlaczego nie mogę mu odpowiedzieć? Boże, to takie głupie.

-Po prostu chciałem cię poznać. -Mówi, mogę usłyszeć w jego głosie dziwne emocje, których nie umiem opisać. -Chciałem spędzać z tobą czas najzwyczajniej w świecie i być twoim.. przyjacielem. -Gdy Justin wypowiada ostatni wyraz, jego głos się trochę załamuje, jednak chłopak kontynuuje.
-Po prostu wróć do nas okej? Chciałbym jeszcze raz przeżyć te dwa tygodnie z tobą, bez tych gównianych incydentów. A po tych dwóch tygodniach.. Chciałem cię pocałować.
 Chciałeś mnie pocałować, i tak sobie mi o tym mówisz ?
-Znaczy się, chciałem zrobić to na samym początku. Chciałem spróbować jak smakują twoje usta, jednak wiedziałem, że nie mogłem tego zrobić. Wiesz, to byłoby nie odpowiednie. -Justin śmieje się smutno.
 On chciał mnie pocałować. Pocałował mnie. Boże, on jest taki wspaniały. Jest idealny piękny i wszystko. Jest taki słodki. Bardzo żałuję tego, że nie mogę się teraz najnormalniej w świecie obudzić i rzucić mu się na szyję, mówiąc, jak bardzo mi na nim zależy.
 To jest bardzo dziwne, ponieważ nie wiem, dlaczego zaczęło mi na nim zależeć, zwłaszcza, że znamy się przeszło dwa tygodnie, które były okropne, jak i bardzo wspaniałe co najważniejsze dla mnie, i dla niego. Iskra szczęścia rodzi się w mojej piersi, i bardzo podoba mi się to uczucie. Jest takie niesamowite i po prostu.. Nawet nie umiem go opisać słowami. Jest chyba idealne.
-Ale wreszcie cię pocałowałem.-W jego głosie mogę wyczuć ten odważny ton. Zbiera mi się na chichot, ale nie umiem zacząć się śmiać, to głupie. Bardzo. -A ty to odwzajemniłaś i w tedy, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
 Justin nie rób mi tego..
-Ale później, stało się to.. -Mówi. -I tęsknię za tobą, chociaż przeważnie nic nie mówiłaś.
 Słyszę jego śmiech, ale wiem, że jest smutny. Błagam nie rób mi tego. Proszę.. Chcę otworzyć moje oczy, i wychodzi mi to.
 Stopniowo odzyskuje ostrość, chociaż światło jest bardzo jasne, mogę zobaczyć idealne rysy twarzy Justina.
-Hej. -Mówię, a on kciukiem ociera łzę która spływała po jego twarzy. Boże on płakał.
-Hej. -Odzywa się i na jego twarz wkrada się ten piękny uśmiech. -Mam iść po lekarza? -Pyta delikatnie, na co kręcę głową.
-Na razie nie trzeba. -Posyłam mu słaby uśmiech i widzę troskę która gości w jego karmelowych tęczówkach.
-Obudziłaś się. -Mówi.
-Tak. -Potakuje i zaczynam bawić się rogiem od pościeli.
 Czy mam mu powiedzieć, że wszystko słyszałam? W sumie, chciałabym, ale nie wiem jak zacząć.. Nagle czuję jak Justin łapię moją rękę. Jego ręka jest bardzo ciepła i trochę spocona, jednak to tylko mały detal, który zawsze zauważa taka idiotka jak ja.
-Justin ja..
-Allison, posłuchaj..
 Niespodziewanie ja i Justin zaczynamy w tym samym momencie, na co jednocześnie chichoczemy. 
-Ty zacznij. -Mówię do chłopaka z uśmiechem na twarzy. 
-Po prostu cieszę się, że do nas wróciłaś okej? Bardzo się o ciebie martwiłem przez te wszystkie dni, i jeszcze nie znamy wyników. -Chłopak zaczyna się trochę plątać, ale jest to bardzo słodkie. 
 Po wypowiedzeniu tego zdania, Justin delikatnie przysuwa swoje usta do mojego czoła i składa na nim malutki pocałunek. 
-Nie wiem jak ty to robisz, że wystarczy mi chwila rozmowy z tobą, bym była najszczęśliwszą osobą na świecie. -Szepczę sama do siebie, jednak jestem święcie przekonana, że Justin to usłyszał, ponieważ na jego twarzy gości ogromny uśmiech od ucha do ucha. On jest taki perfekcyjny..
-Dzień Dobry Allison. -Odzywa się jakiś głos, który już kiedyś słyszałam. Moja głowa kieruję się w stronę nieznajomej mi osoby, i zauważam doktora którego nie dawno poznałam. Uśmiecham się. 
-Dzień Dobry. -Mówię cicho.
-Widzę, że się obudziłaś. -Uśmiecha się miło i podchodzi do mojego szpitalnego łóżka. 
-Na to wygląda.-Odpowiadam.
-Panie Bieber? -Teraz staruszek zwraca się do Justina. -Jest pan z rodziny? -Pyta.
 Po co mu o wiedzieć? Nie żebym się czepiała, czy coś, jednakże moim zdaniem jest to dziwne. Trochę.
-Tak, jestem kuzynem Alli. -Odzywa się Justin, a ja przypadkowo parskam. Czuję jak moje policzki przybierają kolor szkarłatu, a Justin lekko chichoczę. 
-Dobrze, dobrze. -Mamrocze lekarz. -Czy mógłbym zamienić z panem kilka zdań? -Pyta, a Justin potakuje głową. 
-Zaraz wracam. -Szepcze chłopak do mojego ucha, i podąża za lekarzem do wyjścia. W duchu dziękuje Bogu, za wszystko co do teraz mnie spotkało.

Perspektywa Justina. 

Podążając za lekarzem Allison, w mojej głowie układają się najróżniejsze scenariusze, tego co usłyszę. Może to będzie coś dobrego, i usłyszę, że Alli może już wyjść ze szpitala? A może to będzie coś złego? Na prawdę sam nie mam zielonego pojęcia, czego mogę się spodziewać. 
 Gdy już docieramy do gabinetu staruszka, ruchem ręki wskazuje mi abym usiadł na krześle, co robię. 
-Więc panie Bieber.. -Zaczyna mężczyzna. - Czy pańska kuzynka skarżyła się na częste krwawienie z nosa, czy zmęczenie lub na to, że na jej ciele pojawiają się siniaki? -Pyta. 
-Nie przypominam sobie, żeby mówiła mi takie rzeczy, jednak dość często mogę zauważyć, że jest blada i kręci się jej w głowie. -Odpowiadam. Moje zdenerwowanie przybiera na sile, i moje ręce zaczynają się pocić. 
-Więc mam dla pana dosyć złą wiadomość. -Mówi, a ja na chwilę wstrzymuję oddech. Co to do cholery może być? Cokolwiek to jest, wiem, że Allison na to nie zasługuje. -Allison ma białaczkę..

___________________________________________________________________________

Dzień dobry kochani! 
 Co tam u was? :3 U mnie w porządku, teraz już mam wolne!!!!!!!!! Ale to nie to co chciałam poruszyć :D
Zastanawiałam się nad tym bardzo bardzo długo i wymyśliłam, że rozdziały będą dodawane na okres weekendu, po prostu ten sposób jest dla mnie najwygodniejszy:)
Ale nic zapraszam na mojego TT : @luvmyhazzx 
TAK ZNÓW TAKI KRÓTKI RODZIAŁ I JESTEM ZŁA, ZE NIE UMIEM NAPISAĆ DŁUŻSZEGO ;-;
Kocham was wika xx

sobota, 7 czerwca 2014

I need help


Nigdy nikogo nie obchodziłam. No może oprócz moich rodziców, czyli taty, czy może nawet Bradleya. Poza tym, nigdy nie miałam przyjaciół. Zawsze byłam samotnikiem, który woli spędzać czas z nosem w książkach wyobrażając sobie różne scenariusze. Prócz mojego byłego chłopaka którego miałam w wieku szesnastu lat, na nikim mi na prawdę nie zależało. 
 Myślę, że nie odczuwałam tak tego, ponieważ całkowicie nie przywiązywałam do tego uwagi. Chwilę, które dla innych były utrapieniem, dla mnie były przyjemnością samą w sobie, i myślę, że gdyby nie incydenty które zdarzyły się w tych dwóch tygodniach, nadal byłabym zamkniętą w sobie, dziwną, dziewczyną dla której nie liczy się nic, oprócz książek.
 Czasem myślę, że nie ma nic bardziej przygnębiającego, niż bezradność w sprawach, na których nam bardzo zależy. W moim przypadku jest to sprawa z Justinem. Nie wiem co mam myśleć, ponieważ zachowałam się wobec Lily, bardzo nieprzyjemnie, jednak myślę, że gdyby ona nie potraktowała tak Justina, ja nie potraktowała bym tak jej. 
 Wchodząc po schodach z Justinem za plecami, próbuje przygotować jakąś przemowę, którą powiem chłopakowi. W tej chwili, w mojej głowie nie ma innych myśli prócz tych, w jaki sposób przeproszę Justina za moje zachowanie.  
 Czuję się trochę słabo, lecz staram się zignorować to, że obraz nieco rozmazuje mi się przed oczami. Gdy już docieram do pokoju, siadam na łóżku, a Justin staje na przeciw mnie. 
 Mam wrażenie, że zaraz zemdleje..
-Justin..-Zaczynam bardziej przejętym głosem niż planowałam. -Chciałabym ci tylko powiedzieć, że strasznie mi przykro.. Po prostu nie wiedziałam co mówię, znaczy się wiedziałam ale no, sama nie wiem. Przepraszam cię, jeżeli zniszczyłam twoje kontakty z Lily..
-Allison. -Słyszę głos chłopaka który odbija się echem po pokoju. -Nie przepraszaj mnie.-Dodaje. 
-Dlaczego mam tego nie robić? -Pytam zdezorientowana. 
-Nic złego nie zrobiłaś. -Chłopak robi mały krok w moją stronę zmniejszając odległość po między nami. O cholercia. -Wiesz, będę za nią tęsknił, ponieważ nadal coś do niej czuję. Tak mi się przy najmniej zdaje. 
-Pozwól odejść tym, którzy nie doceniają tego co dla nich robisz, Justin. -Słowa same wypływają z moich ust, a Justin znów zmniejsza odległość po między nami. Boże, dlaczego to robisz?!
-Pozwolę, ale postawię jeden warunek. -Szepcze Justin do mojego ucha, a wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegają przyjemne dreszcze. 
-Co masz na myśli?
-Ty zostaniesz przy mnie. -Chłopak wypowiada te słowa z bardzo dużą ostrożnością. 
-Zostanę przy tobie. -Mówię to zdanie tak cicho, że mam wrażenie, iż chłopak go nie usłyszy, jednak się mylę. Na ustach Justina gości przyjemny uśmiech, który jest delikatny i serdeczny. 
 Odległość między nami jest bardzo mała. Po paru chwilach wpatrywania się w oczy chłopaka, jego ręka przenosi się na mój policzek. 
-Jesteś bardzo piękna. -Justin wypowiada te słowa, a uśmiech sam od siebie wkrada się na moją twarz. 
 Chłopak stopniowo przybliża swoje usta do moich. Myślę, że moje serce wyskoczy mi z piersi gdy Justin mnie całuje. 
 Jego pocałunek jest bardzo lekki, w tej chwili, czuję się tak jakbym całowała osobę która jest moją największą miłością, a wiem, że tak nie jest. 
 Bardzo wolno delektuję się tą wspaniała chwilą, chociaż i tak zastanawiam się nad tym, co w tym momencie czuje Justin. Może wyobraża sobie, że jestem jego byłą dziewczyną, i całuje mnie z taką pasją? A może myśli, że jestem.. W sumie to sama nie wiem. Nie chcę sobie zaprzątać tym głowy, teraz..
-Wow. -Tylko udaje mi się wydusić z siebie, gdy kończymy pocałunek. Przez chwilę próbuje przywrócić normalny oddech lecz nie udaje mi się, co mnie trochę irytuje. 
-Taak, wow. -Śmieje się Justin. 
-Um, to ja pójdę pod prysznic a ty możesz się no.. rozgościć. -Mówię zawstydzona. 
-Ach, dziękuję. -I znów słyszę ten niebiański śmiech Justina.

Perspektywa Justina. 

 Dzisiejszy dzień można by powiedzieć, nie należał do najzwyczajniejszych. W mojej głowie panowały myśli, które dotyczyły tylko jednej dziewczyny, a mianowicie była to Allison. 
 Gdy przed kilkoma minutami pocałowałem ją, czułem coś, czego przy Lily nigdy nie doświadczyłem i podoba mi się to. Przy niej czułem się inaczej. Coś w środku mojej głowy, mówiło mi, abym opiekował się tą dziewczyną od początku. Muszę powiedzieć, niesamowite uczucie.
 Z moich rozmyśleń wyrywa mnie huk który dochodzi z łazienki w której jest All. Natychmiastowo zrywam się z łóżka i kieruję się pod drzwi.
-Allison czy wszystko w porządku? -Pytam, jednak nie dostaje odpowiedzi. -Allison, to ja Justin. Możesz otworzyć drzwi?
 Nadal nie otrzymuje odpowiedzi, więc zdenerwowany zaczynam walić w drzwi. Kręcę klamką i walę w drzwi tak długo, dopóki nie otworzą się. 
 Po kilku minutach starań otrzymuję dany efekt i wchodzę do łazienki, a moim oczom ukazuję się bardzo przerażający widok. 
 Dziewczyna siedzi na ziemi, pod ścianą z ręcznikiem przyłożonym do swojego malutkiego noska, z którego cieknie głęboko czerwona krew. 
-Niech ktoś wezwie karetkę! -Drę się na cały dom i podbiegam do dziewczyny.
-Justin.. -Słyszę szept Allison. Od razu biorę ją na swoje ręce i kieruję się w stronę wyjścia, gdzie napotykam przerażone oczy Lily..

Dzień dobry!
 Przepraszam was za opóźnienia związane z rozdziałem ale no cóż nie chcę się rozpisywać więc zapraszam do lektury. 
Kocham was xx 
Czytam = komentuje 



poniedziałek, 2 czerwca 2014

Don't cry baby, part 2


 Po tym, jak pomogłem Alli zasnąć, nie mogłem być z siebie niezadowolony. Na prawdę nienawidzę jak dziewczyny płaczą a szczególnie te z mojego otoczenia, czasem po prostu nie wiem co zrobić, i pragnę przy nich być, chociaż czasem to niemożliwe. 
 Gdy idę w stronę drzwi, jeszcze raz zerkam na spokojnie śpiącą dziewczynę która jest na prawdę piękna. Wychodząc z pokoju kieruje się do salonu gdzie za pewne nikogo nie ma. Myślę, że dla większości dzisiejszy dzień był jedną wielką porażką. W sumie, to nie mam pojęcia dlaczego Lily zaczęła czepiać się o taką błahostkę, przecież sama postanowiła oddać tę sukienkę Allison. Dla mnie to po prostu dziwne, mimo iż to moja dziewczyna czasem mam jej po dziurki w nosie. 
 Idąc do salonu widzę, że na kanapie siedzi naburmuszona Lil, boże ja nie chcę tutaj być. 
-Gdzie byłeś Justin? -Pyta dziewczyna, podkreślając dokładnie każde słowo które pada z jej małych ust. Przez chwilę myślę, żeby skłamać, ale później coś podpowiada mi w głowie, że to jeszcze bardziej dolało by oliwy do ognia. 
-Byłem z Allison. -Delikatnie wypowiadam te słowa i widzę nagłą zmianę nastroju w oczach dziewczyny. Gdyby spojrzeć teraz w jej niebieskie i duże oczy, można by było dostrzec smutek który dość intensywnie miesza się z złością, może nawet furią. 
-Dlaczego? -Boże, kobieto nie umiesz się sama domyślić?
-Wiesz, Liliano, jestem tutaj jedyną osobą której ona ufa więc coś mi mówi, że domyślisz się sama. -Wypowiadam te słowa trochę za ostro, ale myślę, że dla Lil to nic nie znaczy. Nigdy nie używam jej pełnego imienia, no chyba, że muszę być na nią bardzo zły lub zawiedziony. To zmienia postać rzeczy. 
-Justin ona jest żałosna. -Słysząc te słowa, mogę wyczuć w nich czystą pogardę. 
-Uzasadnij to. -Mówię, a Lily patrzy na mnie spode łba. 
-Co proszę? -Jej zdziwienie dosłownie mnie bawi. 
-Powiedziałem abyś uzasadniła to, dlaczego uważasz, że All jest żałosna. 
-Przecież to oczywiste, że ona chcę abyś ją pieprzył. -Splunęła dziewczyna. -Jest taka łatwa, może i ładna, ale fałszywość kryje się w jej oczach. Chcę cię owinąć w okół swojego małego palca, ta dziewczyna pragnie abyś był na każde jej zawołanie, ale ty jesteś na tyle głupi, że tego nie widzisz. -Kończąc zdanie dziewczyna chichocze bez krzty emocji. 
 Muszę odczekać chwilę, aby prze analizować to co przed chwilką usłyszałem. Na prawdę nie wiem co stało się z tą uśmiechniętą i miłą dziewczyną, która rozkochiwała mnie w sobie z dnia na dzień. Nie wiem co stało się z dziewczyną która była powodem mojego uśmiechu każdego dnia, nie wiem co się stało z moją malutką, bezbronną Lily..
-Przecież ona ci nic nie zrobiła! -Krzyczę. -Ona jest nie winną dziewczyną, której spłonął dom, do cholery! Ty nie wiesz, jak to jest być zostawioną przez matkę, nie wiesz tego! -Złość coraz bardziej zakotwicza się w moim ciele. 
-Nie wiem?! Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób! Przecież dobrze wiesz, że mój ojciec mnie zostawił!-Ton dziewczyny również nie jest zbyt łagodny, można by powiedzieć, że zieje ogniem w tym momencie. 
-Ach no tak, ale Kimberly zrobiła wszystko, abyś miała najdroższe rzeczy, nigdy byś na siebie nie włożyła rzeczy poniżej stu dolarów. Do cholery, zmieniłaś się Lily! -Krzyczę, chociaż mój krzyk nie jest tak bardzo głośny jak ten sprzed kilku sekund.
-Przeproś. -Parska dziewczyna patrząc prosto w moje oczy. 
-Nie. -Mówię odważnie. 
-Co proszę? -Zawsze zapominam wspomnieć, że Lily nie przyjmuje odmowy. To jedna z jej wad, która jest na prawdę dosyć uporczywa. 
-Powiedziałem nie. -Podkreślam wyraźnie każde słowo. 
-Jak śmiesz odzywać się do mnie w ten sposób?!-Warczy Lily. -Bradley nigdy nie odezwał by się do mnie w ten sposób! -Po wypowiedzeniu tych słów, dziewczyna nagle zatyka swoje usta ręką. 
-Kto?! -Krzyczę. Jestem kierowany przez złość. 
-Bradley. -Mówi dziewczyna już mniej pewna siebie. 
-Kto.to.jest. -Wypowiadam każde słowo z dużą ilością czystej wściekłości w głosie.
-Sypiam z nim. -Bełkocze wyraźnie zdegustowana całą sprawą. No kurwa świetnie.
-Zdradzałaś mnie. -Mówię to bardziej do siebie niż do niej. 
-Wcale, że nie. -Dolna warga dziewczyny wydyma się jak u małego dziecka.
-Nie karm mnie tymi gównianymi kłamstwami! -Wrzeszczę i już wiem, że dziś mój związek skończy się z nią raz na zawsze. 

Perspektywa Allison 

Siedzę na schodach i przysłuchuje się kłótni Justina z Lily. Nie na miejscu było by wtrącanie się w tę kłótnie, ponieważ jest to tylko i wyłącznie sprawa po między Justinem a Lilianą, jednak po namyśle, powinnam się przełamać i zabrać swój głos w tej sprawie. Bo jaka dziewczyna zdradza takiego chłopaka z pierwszym lepszym kolesiem, który bierze jakiekolwiek narkotyki bądź inne tanie rzeczy. Bardzo zabolały mnie słowa dziewczyny, skierowane do mojej osoby na temat Justina, jednak przez to, że chłopak stanął w mojej obronie, czuję się o niebo lepiej. 
 Pewnym krokiem idę w stronę tej słownej wojny. Gdy stoję tuż u progu wejścia oczy mojego obrońcy i znienawidzonej przeze mnie dziewczyny padają na mnie.
-Jak śmiesz? -Zaczynam. -Jak śmiesz obrażać moją osobę, a później jak gdyby nigdy nic przyznajesz się do tego, że zdradziłaś Justina? -Teraz to ja stanowczo podnoszę swój głos. 
-Allison myślę, że to nie jest właściwy momen... -Zaczyna chłopak
-Och przymknij się i daj mi skończyć. -Karcę go i kontynuuje swój monolog, któremu oni przysłuchują się. -Gdybym była na twoim miejscy wstydziłabym się, wiesz? Zdałaś sobie sprawę, co teraz czuję Justin? Och, może ci powiem, kochanie. -Ostatnie słowa wypowiadam zdegustowana. -Ten chłopak, za pewne czuję się oszukany, och i zapomniałabym dodać, że może też czuć się smutno, źle, żałośnie. 
 Wiesz co? Nie wiem nawet, dlaczego go nie przeprosiłaś ale nie wnikam już w to. Chciałabym ci jeszcze powiedzieć, że nie zasługujesz na miłość tak wspaniałej osoby jak Justin. On mógłby dawać ci wszystko czego potrzebujesz. A ty ? Ty mogłabyś sprawiać, że on się uśmiecha a nie załamuje w tej chwili! Gdybyś tylko pomyślała, nic z tych rzeczy nie miałoby miejsca.
 Kończę swoją przemowę i spoglądam w oczy chłopaka w których maluje się czysty zachwyt oraz nuta cierpienia i bólu. 
-Justin, czy mógłbyś.. Czy mógłbyś pójść ze mną do góry? -Pytam niezdecydowanie. 
-Oczywiście. Lily. -Justin szorstko żegna dziewczynę. Myślę, że widzę na jej twarzy kilka łez, jednak mogę przysiąc, że jest to jedynie marna gra wobec mnie i Justina. Ja natomiast nie odwracam się, idę pewnie wzdłuż starych, drewnianych schodów. Mogę za sobą usłyszeć ciężkie kroki które stawia Justin. Gdy docieram do swojego pokoju, myślę, że dziś będzie jeszcze gorzej niż się spodziewałam. 


Dzień dobry kochani! 
 Przepraszam za małe opóźnienia, ale to tylko i wyłącznie wina braku weny, jednakże dziś już siedzę od godziny dziewiętnastej wypełniona jakąś magiczną siłą która wprost każe mi pisać, i na pewno teraz już zacznę dalszy rozdział! Niesamowite! 
 Jeszcze nie wspominałam, a może tak to dziś tworzę TT od Lily:)
 Myślę, że rozdział spodobał się wam no i zapraszam do komentowania! 
 Również gorąco zapraszam na TT bohaterów, zarówno jak i na mój/moje TT 
@luvmyshawty
@luvmyharehx
 Możecie tutaj znaleźć informacje na temat rozdziałów. Always fback!
 Love you , luvmymileyx 

sobota, 31 maja 2014

Don't cry baby, Part 1


 Minął dokładnie tydzień odkąd tutaj jestem. Tydzień w którym ciągle poznawałam Justina i nie rozmawiałam z nikim innym. Jak nie patrzeć, podoba mi się taki układ, my po prostu rozmawiamy i nic innego, jak przyjaciele. Starzy dobrzy przyjaciele który znają się przez całe życie. 
 Nie wiem dlaczego, ale gdy na niego spojrzę, wypełnia mnie wewnętrzny spokój i jest to dziwnie przyjemne, w sumie, jak teraz na to patrzę byłam cholernie samotna, a nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. 
 Dni mijały dosyć szybko i miło. 
 Pierwszego dnia, poznawałam wszystko. Cały dom oraz podwórko. Podziwiałam piękno tutejszego krajobrazu. I w sumie nic nie robiłam, prócz naszkicowania czegoś w swoim zeszycie, również nie rozmawiałam z Justinem. Dziwnie się czułam ponieważ gdy obudziłam się w tedy, nie czułam go przy sobie, czułam pustkę w sobie, ale gdy on zapukał do moich drzwi i powiedział, że dzisiaj ma dużo pracy momentalnie mi ulżyło, jednak przez cały tamtejszy dzień nie spotkałam go na swojej drodze. 
 Drugiego dnia wszystko się zmieniło, znów miałam te przeraźliwe koszmary i znów miałam Justina przy swoim boku. Wiedziałam, że to było złe ale nie mogłam się powstrzymać przed wtuleniem się w jego pierś. W dzień Justin pokazał mi bardzo dużo ciekawych zakamarków, powiedział mi również, że mogę swobodnie siadać na dach, ale muszę uważać przy wchodzeniu przez okno dachowe. To było dosyć zabawne. 
  
(ta piosenka mi po prostu do tego pasowała więc wiecie XD )

 Trzeciego dnia zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawialiśmy bardzo dużo i przy każdej okazji, poznawałam go. Poznawałam go na każdy możliwy sposób i również on poznawał mnie. Opowiadałam mu o sobie, otworzyłam się przed osobą, którą praktycznie znałam cztery czy pięć dni. Na moje możliwości to po prostu było niemożliwe. 
 Zaczęłam opowiadać o swoim dzieciństwie oraz powiedziałam mu o swojej mamie. O mojej mamie która mnie zostawiła, która prawie w ogóle nie okazywała mi miłości i która jak przy puszczam nie lubiła dzieci. 
 Justin słuchał. Słuchał uważnie każdego wieczoru. Ja również słuchałam uważnie każdego wieczoru. Poznawałam go coraz bliżej i coraz bardziej darzyłam go swoim zaufaniem. Dowiedziałam się o nim bardzo dużo rzeczy, które były tylko drobiazgami, ale dla mnie były bardzo ważne. 
 Dowiedziałam się, że chłopak ma dwójkę przybranego rodzeństwa którą kocha ponad wszystko.
 Dowiedziałam się, że uwielbia spaghetti tak bardzo, jak fioletowy kolor czy Michaela Jacksona. 
 Dowiedziałam się, że zawsze lubił śpiewać, chociaż nigdy nie robił tego publicznie. Dowiedziałam się tak wiele rzeczy o nim, że gdy na niego spojrzałam nie mogłam ukryć podziwu. 
 Dowiedziałam się również, że zakochuje się w tym chłopaku niewyobrażalnie szybko i jakoś nie mogę tego zatrzymać.

***

 Dziś przyjeżdża Lily. Nie wiem dlaczego, ale od środka wypełnia mnie smutek i nie podoba mi się to. Czuję, że gdy ona przyjedzie znów zostanę oddalona na dalszy plan. I znów będę samotna, nie wiem na ile ale najważniejsze jest to, że po prostu nie będę z nikim rozmawiać. Gdy ona przyjedzie, przypuszczam, że nie spędzę dziś wieczoru z Justinem. Myślę, że chyba dlatego jest mi smutno. Nie chcę się tak czuć, jednak to nieuniknione. 
 Kończę szkicować portret Justina w moim szkicowniku i postanawiam się przebrać. 
 Gdy podchodzę do szafy, nie wiem co wybrać, ponieważ jest tutaj dużo ładnych rzeczy. Na sam koniec, pada na brzoskwiniową sukienkę przed kolana która idealnie uwydatnia moje kobiece kształty.
I wcale nie ubiorę jej tylko dlatego, że Justin kocha sukienki, niee. 
 Gdy mój strój jest już kompletny, postanawiam się ubrać i pokręcić włosy. Nie zajmuje mi to jednak dużo czasu, ponieważ już w pełni opanowałam swoją prostownicę. 
 Po zakończeniu tych czynności, nakładam tylko maskarę i błyszczyk, po czym schodzę na dół w moich sandałkach. 
 W salonie zastaję wszystkich po kolei. Tata, Kimberly Lily i Justin..
-Dzień Dobry wszystkim. -Mówię i od razu spuszczam wzrok na podłogę która dzisiaj wydaję się być bardo interesująca. 
-Dzień Dobry. -Odpowiada mój tata, chociaż na niego nie patrzę. 
 Przez przypadek jednak, spoglądam na Justina który posyła mi zachęcający uśmiech, jednak w jego karmelowych tęczówkach widzę wyraźną troskę. Siadam na wolne miejsce, które jest naprzeciw Lily i Justina. 
 Och serio?
-Pięknie dziś wyglądasz Alli. -Odzywa się Kimberly przerywając tą niezręczną ciszę. Czuje jak na moje policzki wkrada się rumieniec.
-Tak, pięknie wyglądasz w tej sukience. -Dodaje Justin, a ja patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami, ten jednak się uśmiecha. 
-Dziękuję. -Bełkoczę i jestem pewna, że mój rumieniec się bardzo pogłębił.
-Czy ta szmata ma na sobie moją sukienkę?! -Słyszę rozwścieczony głos Lily. Kompletnie nie wiem o co chodzi. 
-Liliano. -Karci ją mama. -Sama zgodziłaś się podarować Allison tę sukienkę. 
-No tak, ale chcę ją spowrotem. Ona nie ma prawa w niej chodzić! -Krzyczy dziewczyna. Mam odwagę podnieść wzrok i spojrzeć na to co się dzieje. 
 Dziewczyna stoi z założonymi rękami i dosłownie ciska we mnie piorunami które znajdują się w jej oczach. Kimberly zaś stoi obok mnie jako mój obrońca, mój ojciec nic nie mówi, a Justin patrzy prosto w moje oczy. 
-Lily. Zachowuj się. -Kimberly przybiera spokojny ton, chociaż wiem, że jest jej wstyd za swoje dziecko. 
-Ale coś takiego jak ona nie ma prawa chodzić w tak drogiej sukience! -Słowa dziewczyny zakotwiczają się w moim sercu aż za bardzo. Powoduje to ogromny ból, a łzy niebezpiecznie balansują na granicy moich oczy. Postanawiam być jednak twarda i nie dać po sobie nic poznać. 
-Słowa młoda damo! -Ton głosu Kimberly, przybrał bardzo surową barwę. 
-Ja już pójdę do góry.. -Mówię bez zastanowienia i biegnę w stronę mojego pokoju. 
 W oddali mogę usłyszeć głosy które za mną wołają, jednak postanawiam je zignorować. Gdy już jestem w moim pokoju, zauważam otwarte okno i postanawiam wdrapać się na dach. 
 Kiedy już znajduję się na dachu, bez zastanowienia siadam tam i daje upust emocją które się we mnie zgromadziły. 
 Łzy ciekną z moich policzków jak oszalałe. Nie słyszę nic innego, tylko swój szloch. 
-All? -Odzywa się tak dobrze mi znany głos. 
-Jestem tutaj. -Uśmiecham się przez łzy. -Chodź do mnie. 
 Informuje Justina, a on bez słowa sprzeciwu wdrapuje się na dach i siada obok mnie wpatrując się w księżyc.
-Ona taka jest. -Odzywa się chłopak przerywając ciszę. Nic nie mówię, ale moje łzy nasilają się. -Maleńka. -Odzywa się zatroskany głos Justina. 
 Nie umiem powstrzymać malutkiego uśmiechu, który posyłam w stronę mojego przyjaciela.
-Nie płacz przez nią. -Błaga mnie chłopak. -Jesteś o wiele piękniejsza od niej w tej sukience. 
 Uspokaja mnie Justin i obejmuje ramieniem składając malutki pocałunek na moim czole. 
 Na prawdę zakochuję się w tym chłopaku. 


Dzień Dobry kochani!
 Co prawda obiecałam rozdział w sobotę, więc jest w sobotę chociaż trochę późno, ale wiecie, to dopiero pierwsza część:)
 Mam nadzieję, że wreszcie zaczniecie zostawiać komentarze!
 W sumie to dzisiaj dojdzie Twitter Lily, chociaż sama nie wiem co o tym myśleć. 
 Plus jak sami zauważyliście, mam nowy szablon który jest taki wspaniały, że na prawdę nie mogę!
 Bardzo dziękuję Kruczym szablonom za stworzenie tego cuda!
 Jeżeli chodzi o kontakt ze mną to oczywiście przez TT @Luvmyshawty 
 No dłużej już nie zanudzam więc miłej lektury!
 Kocham was! xx

wtorek, 27 maja 2014

Little tenderness..

Ed Sheeran - Give Me Love



Nie wiem dlaczego płacze. Nie pohamowanie zalewają mnie kolejne fale łez ,a w pokoju słychać tylko mój stłumiony szloch. Myślę, że wszystkie emocje które nawiedziły mnie w ciągu tych dni, zdesperowanie próbują wyjść ze mnie. Nie chce okazywać żadnej słabości , jednak niestety nie mam siły dłużej okłamywać samej siebie. Mam wrażenie , że teraz każdy chce żebym czuła się źle. Wiem że może nie robią tego celowo niemniej jednak czuje się po prostu źle. Trochę to głupie i skomplikowane ale cóż ja też jestem, byłam i zawsze będę skomplikowana. Nigdy nic nie przychodziło mi łatwo, zawsze musiałam wybrać te trudniejsze rozwiązanie w danej sprawię. Leże kilka minut słuchając swojego oddechu który stopniowo zaczyna się uspokajać.  Teraz dokładniej rozglądam się po moim nowym pokoju. Znajdują się tutaj dwa dość spore, okna dachowe. Oraz łóżko które usadowione jest na samym środku. Na prawo, znajduje się zaś sztaluga z nowiutkim płótnem, a na lewo mogę zobaczyć drzwi koloru dębowego, które idealnie współgrają z podłogą.
 Trochę czasu napawam się tym pięknym widokiem, który należy tylko i wyłącznie do mnie, chociaż nie mogę zignorować uczucia zdziwienia które rozpala się we mnie z każdą następującą chwilą. Dziwi mnie to, że wszystko jest przygotowane tak idealnie, jakby mój tata co najmniej od miesiąca planował tutaj mój przyjazd, albo co najważniejsze zamieszkanie. Nie ma w tym nic złego, bo pokochałam to miejsce od pierwszego wejrzenia, jednak coś nie jest okej, ale oddalam tę myśl jak najdalej mogę.
 Wpatruję się w drzwi które znajdują się po mojej lewej stronie. Zaciekawiona wlokę się w ich stronę i otwieram je z nadzieją, że to łazienka. Wypuszczam powietrze z ulgą, gdy okazuję się, że mam rację. Łazienka nie jest zbyt duża, wręcz mogę powiedzieć, że jest maluteńka. Znajduję się tu tylko prysznic, ubikacja oraz zlew, wszystko to spełnia moje wymagania.
 Postanawiam wziąć prysznic, jednak najpierw wpadam do mojego pokoju po parę rzeczy do przebrania się. Pada na białe, luźne szorty oraz rozciągnięty podkoszulek który pachnie bardzo znajomo. Mogę wyczuć intrygującą woń cytrusów oraz lawendy, ale nie mogę przypomnieć sobie nic poza tym, że nie jest to moja koszulka i tym, że był to mój ulubiony zapach żelu pod prysznic.
 Ignoruje moje podejrzenia co do zapachu rozciągniętego podkoszulka i kieruję się w stronę mojej malutkiej łazienki. Teraz już zrzucam z siebie moje przepocone ubrania i wchodzę do kabiny prysznicowej.
 Delikatnie odkręcam kurek z ciepłą wodą i rozkoszuję się tym, jak lekko kropelki wrzątku relaksują moje ciało. Czuję, że właśnie tego było mi trzeba. Masuje skórę głowy cytrusowym szamponem, tata pomyślał nawet o tym. Gdy moja głowa jest już umyta i dokładnie spłukana postanawiam zakończyć swój odprężający prysznic.
 Wychodzę z kabiny ociekając wodą, ale od razu osuszam ciało białym i miękkim ręcznikiem. Po tym jak wykonuje te czynności, ubieram ubrania przygotowane wcześniej i związuje włosy w luźny koński ogon.
-Wypadało by zejść na dół. –Bełkoczę do siebie i wychodzę z pokoju patrząc na swoje stopy i myśląc, właściwie to nie myślę o niczym, jednak mocno na kogoś wpadam. Słyszę ten niebiański śmiech i już wiem o kogo chodzi.
-Och All, cóż za miła niespodzianka. –Śmiejąc się, Justin kontynuuje zdanie. –Mam tutaj pokój.-Chłopak mówi do mnie, obstawiam tą opcję, że zauważa zdezorientowanie w moich oczach.
-Najwidoczniej. –Chichoczę nieśmiało. –A gdzie Lily ma pokój? –Pytam.
 W sumie to naprawdę ciekawi mnie to, czy rano wychodząc z pokoju, będę musiała widywać jej twarz, czy może też będę zmuszona robić jej śniadanie albo jakieś inne pierdoły.
-Lil tu nie mieszka. Ma dobrze opłacalną pracę w mieście, no i stałe mieszkanie. –Odzywa się bez tony emocji głos Justina.
 Dziękuję, dziękuje, dziękuję!
-Mhm. A teraz jeżeli pozwolisz Justin, zejdę na dół. –Wpatruję się w oczy chłopaka i na parę sekund zatracam się w ich intensywne-karmelowym kolorze.
-Oczywiście. –Śmieje się chłopak i puszcza mi oczko.
JA.CHYBA.UMIERAM.
-Dobranoc Justin. –Mówię zszokowana, i wygląda na to, że powiedziałam te zdanie bardziej do siebie niż do niego, ale nic nie szkodzi.
Gdy schodzę na dół, zastaję tatę oraz Kimberly chichoczących przy kominku.
-Przyszłam tylko powiedzieć, że położę się już. –Powiadamiam dwójkę, posyłając im najbardziej szczery uśmiech jaki tylko mogę.
-Dobranoc Alli. –Mówi tata.
-Wyśpij się. –Dodaję Kim.
-Dziękuję. –Odpowiadam i kieruję się w stronę schodów, jeszcze raz zerkając w stronę tych szczęśliwych ludzi. Właśnie uświadamiam sobie, że tata jest naprawdę pełen szczęścia przy Kimberly, sposób w jaki on patrzy na tą kobietę jest pełen miłości i pasji. To chociaż jedna pozytywna rzecz tego wieczoru.

***

Budzę się w środku nocy z krzykiem który donośnie roznosi się po całym pokoju. Burza szalejąca za oknem daje się we znaki. Mój koszmar był okropny, co prawda nie pamiętam go zbytnio jednak po tym, że obudziłam się oblana zimnym potem i krzycząc, stwierdzam, że był okropny.
 Ciężko opadam na poduszkę i nie umiem zapaść w sen, przez grzmoty które szaleją na zewnątrz. Zdaję mi się, że coś słyszę, i po chwili zdaje sobie sprawę, że to pukanie. Nie jest zbytnio głośne, ale nie jest też ciche.
-Proszę? –Mówię, choć przypomina mi to bardziej pytanie. Gdy drzwi otwierają się, widzę zmartwioną twarz Justina. Chłopak ma na sobie tylko spodenki koszykarskie oraz bokserki, przez co mogę zobaczyć jego klatkę piersiową w pełnej okazałości. Tak jak się domyślałam, znajdowało się tam pięć tatuaży w różnych miejscach. Zdaję sobie sprawę, że chyba się ślinię. Cholera –Wejdź.
 Zachęcam go, a on idzie w moją stronę i siada na skraju łóżka. Dopiero teraz, przez błyskawice które szaleją za oknem mogę dostrzec jego przepiękne oczy.
-Wszystko w porządku? –Pyta tonem głosu, którego nigdy u nikogo nie słyszałam. No może u mojego taty, ale nikt nigdy tak do mnie nie mówił.
-Chyba tak. –Odpowiadam i posyłam mu uśmiech, jednak widzę, że Justin zauważa jaka fałszywość się w nim kryje.
-All, bądź szczera. –Beszta mnie delikatnie.
-Miałam koszmar i po prostu.. –Mój głos zamienia się w szloch, ponieważ mój sen wrócił do mojej głowy tak, jakby ktoś wyświetlał go w kinie. Śniło mi się, jak Bradley mnie dotyka. Zawsze od prawie dwóch lat nawiedzają mnie te koszmary, oddałabym wszystko, aby przespać jedną noc spokojnie.
 Nie wiem, kiedy Justin przyciąga mnie do siebie i ląduje w jego ramionach.
-Jeżeli tylko chcesz, zostanę z tobą dzisiaj. –Odzywa się ostrożnie i delikatnie na co odpowiadam skinięciem głowy.
 Łzy nadal spływają na moje rozpalone policzki, a chłopak ociera je kciukiem.
-Nie płacz maleńka. –Opiekuńczy ton Justina uspokaja mnie. –Połóżmy się. –Mówi i tak też robimy.
Staram się oddalić od Jusa, jednak nie wychodzi mi to, ponieważ on oplata swoje ramię wokół mojej drobnej tali. W tym momencie uświadamiam sobie, kim pachnie moja koszulka, którą aktualnie mam na sobie, Justinem. To właśnie on pachnie dokładnke tak samo, jak mój ulubiony żel pod prysznic. Połączenie cytrusów, lawendy i samego Justina tworzy mieszankę idealną. Zapomniałam oczywiście dodać, że to Justin jest idealny. 
-Nie płacz już Allison, ktoś taki jak ty nie zasługuje na łzy. -Odzywa się chłopak.
 Stado motyli odzywa się w moim brzuchu i delikatnie zaczyna łaskotać moje wnętrzności, przez co powoli zapadam w błogi sen z Justinem u boku. 


Hej robaczki!
Postanowiłam zrobić wam małą zmianę i dodawać częściej rozdziały, co prawda będą one krótsze ale po prostu dzisiaj nie miałam co robić i musiałam coś napisać, a później to wstawić.
Czy tylko ja powiem Awwwwww? :3
Austin czy Jllison ? XDDDD :3
+JEST WAS JUŻ 1300 DZIĘKUJĘ!
·         Czytasz = komentujesz!

poniedziałek, 26 maja 2014

You don't see what's wrong with this world


Dziwie się, że zastaje go tutaj. Byłam raczej przygotowana na moją mamę bądź tatę, ale nie na niego. Jestem zszokowana i zapominam o łzach które spływały na moje rozgrzane i czerwone policzki. 
Robię wdech i ocieram je. 
-Cześć Justin. -Bełkoczę zmieszana. 
-Dzień Dobry, Alison. -Chłopak obdarza mnie ślicznym uśmiechem. -Jak się czujesz? -Pyta najwyraźniej zdenerwowany, ale i zrelaksowany. Nie umiem nic wyczytać z jego gestów.
-Jest ok, och, może usiądziesz? -Pytam, a Justin potrząsa głową.
-Ach, tak.. -Mówi zmieszany chłopak i kieruje się w moją stronę aby usiąść na krześle. Po tym, jak Justin siada zapada niezręczna cisza. Boże jak ja nienawidzę takich rzeczy, nie dość, że nie wiesz co masz zrobić, to jeszcze boisz się, że jak powiesz coś nie tak wyjdziesz na ostatniego kretyna.

-Więc.. -Justin zaczyna rozmowę. -Słyszałem, że zatrzymujesz się u swojego taty.

-Tak? -Dziwię się. Wszystko jest w porządku, chociaż irytuje mnie fakt, ze dowiaduje się od osób trzecich. Postanawiam zignorować te żrące uczucie, choć to nie lada wyzwanie. Staram się skoncentrować tylko i wyłącznie na Justnie.

 Skupiam całą swoją uwagę na najmniejszych detalach jego ciała. Jedna ręka Justina pokryta jest wzorami które przyciągają wzrok. Zauważam, że również przez koszulkę która opina jego mięśnie prześwituje czarny tusz. Leniwie wodze wzrokiem po jego idealnie pięknej twarzy. Głęboko karmelowe oczy i malutki nos świetnie komponują się z resztą twarzy. Zaś usta chłopaka mają kształt uwodzącego serca, przyłapuje się na myśleniu, o pocałowaniu ich, jednak natychmiast usuwam z głowy tę myśl.
-Ali słuchasz mnie?
-Um, przepraszam, zamyśliłam się. –Czuję piekącą czerwień która wdziera się na moje policzki. –Co mówiłeś?
-Mówiłem, że będziemy się częściej widywać, skoro pracuje u twojego taty. –Śmieję się lekko na te słowa jednak po chwili dociera do mnie, co przed chwilą powiedział Justin.
-Jak to.. pracujesz u mojego taty? –Próbuje ukryć dezorientacje w moim głosie, jednak za bardzo mi to nie wychodzi.
-Ten dom jest ogromny, a wskazuje na to, że twój tata jest tam jedynym mężczyzną. W sumie to dowiedziałem się o tym ostatnio na kolacji. –Chłopak uśmiecha się lekko i kontynuuje.-Więc za proponowałem swoją pomoc, jako iż jest połowa maja, a ja potrzebuje pracy no to tak się złożyło. –Co on pierdoli ? Kolacja? Boże, trochę mnie ominęło.
-Kolacja? –Teraz jestem cholernie zdziwiona. Znowu.
-Ach tak, jestem chłopakiem Lil, więc jej mama postanowiła mnie zaprosić.-Na wspomnienie o swojej dziewczynie, zauważam w oczach chłopaka jakieś dziwne uczucie.
-Więc.. Umawiasz się z Lil? –Pytam, próbując ukryć moją nienawiść do dziewczyny. W sumie to nie mam pojęcia dlaczego jej tak nienawidzę, ale po prostu coś mi mówi, że jest zwykłą, delikatnie mówiąc suką.
-Taak. –Mówi. –Już chyba z miesiąc. A dlaczego?
-Ciekawość. No w sumie, będziesz jedyną osobą z którą dobrze mi się rozmawia.. um u mojego taty , więc staram się dowiedzieć coś o tobie. –Wypowiadam całe zdanie na jednym wdechu, a Justin śmieje się.
 Jego śmiech odbija się echem w całej Sali, a ja czuję jak uspokaja on moje zmieszane myśli. Patrzę w oczy chłopaka i przez chwilę tonę w ich karmelowym odcieniu. Mój mózg myśli tylko i idealności chłopaka siedzącego naprzeciw mnie, jednak ta błoga chwila zostaje gwałtownie przerwana przez ordynatora tego oddziału, na którym leże. A niech go. 
-Dzień dobry panno Dennings. -Odzywa się starszy mężczyzna. Na moje oko jest po piędziesiątce. Ma przyjemny wyraz twarzy, zmarszczki w okół jego oczu oraz ust są wyjątkowo wyraźne, przez co domyślam się, że bardzo dużo uśmiecha się oraz śmieje. Na prawdę uwielbiam starszych ludzi. 
 Gdy byłam mniejsza zawsze kochałam słuchać romantycznych przygód mojej babci, w tedy bardzo zachwycałam się tymi historiami i próbowałam sama wyobrazić sobie taką. Zawsze kończyło się na miłości od pierwszego wejrzenia, a później.. później dorosłam. Och i zapomniałabym wspomnieć, że zostałam brutalnie zgwałcona przez osobę którą kochałam i już nie wierzę w takie tanie gówna jak miłość. Świat jest na to zbyt brutalny oraz przepełniony złymi ludźmi, który pozwolą na to, abyś cierpiał na ich oczach, nie robiąc zupełnie nic. Jednak gdy zaczniesz tą nie uczciwą grę, szybko przegrasz, ponieważ miłość zbytnio cię pochłonie i nie będziesz zauważać najmniejszych detali, które potrzebne są do racjonalnego myślenia. 
-...I myślę, że możesz już wracać do domu. -Kończy starszy mężczyzna, i nadal zapisuje coś na mojej karcie. W ogóle nie słucham co ordynator powiedział do mnie przed chwilą, ale wyłapuje ostatnie słowa.
-Dziękuję, na pra.. -Moja wypowiedź zostaje przerwana w połowie, na co przewracam oczami. Nienawidzę tego tak bardzo. 
-Pod warunkiem, że ktoś będzie miał cię na oku, przez co najmniej tydzień. -Dopowiada.
-Nie ma problemu, ja to zrobię. -Mówi z uśmiechem na ustach Justin. No to teraz jestem zaskoczona, po raz chyba piąty tego dnia. 
-No to w takim razie zbieraj się panienko. Ach i zapomniałbym, do zdjęcia wenflonu zgłoś się za tydzień. -Kiwam głową. -W takim razie do widzenia. -Posyła mi jeden ze swoich staruszkowatych uśmiechów i kieruje się w stronę wyjścia. 
-Na prawdę dziękuje Justin, nie musisz tego robić, jeżeli nie chcesz na prawdę, to bez znaczenia. -Potok słów wydobywa się z moich ust, a chłopak tylko chichocze.
-Nie ma sprawy All. A teraz, nie marudź i idź się przebrać. Mamy sporo drogi do pokonania.
-Tsa, już idę. -Wychodzę z łóżka, kierując się do łazienki. Oczywiście, zabieram ze sobą rzeczy do higieny oraz czyste, nowe i nie szpitalne ubrania. W drodze do tego pomieszczenia zastanawiam się, skąd w ogóle mam te rzeczy, ponieważ pewnie część się spaliła. 
 Gdy jestem już w łazience, zaglądam do środka torby i zauważam malutką, czarną gumkę. Postanawiam zapleść włosy w luźny warkocz, kocham warkocze. Są bardzo luźną fryzurą, ale i elegancką. Gdy kończę warkocz, wyciągam ubrania oraz bieliznę z torby.
 Są to czarne, obcisłe jeansy oraz zwykła, beżowa koszulka z rękawami trzy czwarte. W duchu dziękuję temu kto podarował mi te ubrania, ponieważ jeżeli chodzi o modę to kocham prostotę oraz styl retro, jednak to już swoją drogą.
Ubieram się w błyskawicznym tempie. Patrzę co jeszcze zostało w torbie i widzę mój telefon. Posiadanie telefonu oznacza upragnionego twittera. Dzięki bogu. Zbieram swoje rzeczy i wychodzę.
 Widzę, że Justin spakował cały mój szpitalny dobytek.
-Twój tata już wie, że cię wypisują. -Mówi miękko chłopak. A mama ?
-Możemy już iść ? -Odzywam się. To będzie dosyć długa droga.

***

Nie wiem ile jechaliśmy, ponieważ po pierwszej godzinie  jazdy zapadłam w sen. Justin przed chwilą dał mi do zrozumienia, że zostało jeszcze pół godziny drogi. Na prawdę cieszę się tym, że wysiądę już z samochodu. 
 Z jednej strony jest mi cholernie przykro, że mama nie dała żadnego znaku życia. Po mimo wszystkich przykrości z jej strony, to kocham ją całym swoim sercem. Nie wiem co będzie się tam działo. Po prostu boję się. Boję się tego, że zrobię coś nie tak. Z tego co mi wiadomo, tata nie dawno się przeprowadził do Lily oraz jej mamy Kimberly. Justin opowiadał mi, że Kimberly to bardzo miła kobieta. 
 Bardzo nie wyobrażam sobie mieszkania z Lily pod jednym dachem. W głębi duszy modlę się o to, żeby mieć pokój sama. Tylko i wyłącznie. 
-Już prawie jesteśmy. -Z autostrady wjeżdżamy w boczną uliczkę i jedziemy jakąś wiejską drogą. Widok za oknem zapiera dech w piersiach, górują tutaj lasy oraz polany a w oddali mogę też zobaczyć pojedyncze pagórki czy malutkie góry. 
 Po kilku minutach jazdy widzę dość rozległy dom, zgaduję, że to nasz cel. Jest zbudowany z drewna w bardzo pięknym, starym stylu. Gdy dojeżdżamy bliżej, mogę ujrzeć ogromną wierzbę, a za nią jezioro. Boże zakochałam się w tym miejscu bez odwrotu. 
 Gdy jesteśmy już na podjeździe, widzę wychodzącego tatę z jakąś kobietą w stronę pojazdu. Zgaduję, że to Kimberly. 
-Allison! -Krzyczy mój tata. -Wreszcie. Bardzo się za tobą stęskniłem kochanie. -Tata zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku i śmieje się. -A teraz poznaj Kimberly.
Podbródkiem wskazuje na kobietę stojącą u jego boku. Ma bardzo miłą twarz. Jest szczupła i ładna. Spoglądam to na nią to na mojego tatę i widzę w jego oczach uczucie szczęścia oraz miłości. Uśmiecham się w ich stronę. 
-Miło mi jestem Allison. -Mówię i witam się z Kim. 
-Proszę mów mi Kim. -Chichocze. -Chodź. Zaprowadzę cię do twojego pokoju, musisz być zmęczona po podróży. 
 Nic nie mówię tylko przytakuję. Wchodzimy do domu i zbytnio się nie rozglądam. Myślę tylko o tym aby wziąć prysznic. Kierujemy się w stronę drugiego piętra. Widzę chyba z cztery pary drzwi. 
-Ostatnie drzwi na prawo to twój pokój. Czuj się jak u siebie w domu. -Mówi mi i schodzi na dół. 
 Idę szybkim krokiem w stronę pokoju. Staje przed drzwiami i otwieram je dosyć powoli. Moje oczy dokładnie skanują sztalugę, łóżko oraz ciemne barwy. Właśnie to co kocham, pomyśleli dokładnie o wszystkim. 
 Zamykam drzwi na klucz i opadam na łóżko. 
 Po paru sekundach zdaję sobie sprawę, że płaczę.